Przewodniczący Eugeniusz Leśniewski miał dotychczas wizerunek osoby prostej, ale za to niezwykle porządnej, uczciwej oraz unikającej konfliktów. Od kilku miesięcy zaczął jednak wykonywać nerwowe ruchy i coraz więcej błędów…
Sytuacja nawiązuje trochę do słynnych już słów Jana Skrzetuskiego z „Ogniem i mieczem”: „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Przewodniczący Eugeniusz Leśniewski chciał wyeliminować urzędującego wójta Tedeusza Piotrowskiego, rozpętując medialną awanturę z wynagrodzeniem w roli głównej, ale okazało się iż wójt wyszedł z całej sprawy wzmocniony, odnowiony i z nowymi pomysłami, a przewodniczący Leśniewski zaczął wykonywać dziwne ruchy, które w trudnej sytuacji stawiają samych radnych. ”Wyszlismy na idiotów, bo niby po co podpisywaliśmy sie kolejny raz" - mówił kilka dni temu "Pulsowi" jeden z samorządowców. Wszystko dlatego, że ten zrezygnował z głosowania uchylonej przez wojewodę Helenę Hatkę uchwały, mimo iż kilka dni wcześniej wręcz krzyczał na radnych, by ponownie ją podpisywali. Uważni obserwatorzy już dawno zauważyli, że obecny przewodniczący postanowił wykorzystać funkcję jako trampolinę do walki o fotel wójta. „Oficjalnie mówi, że zainteresowany jest mandatem radnego powiatowego, ale wystarczy iż się wyluzuje, a od razu snuje wizje jak to będzie, gdy już zostanie wójtem” – mówi samorządowiec z okolic okręgu wyborczego w którym jest Lubiszyn. Efekt jest taki, że o ile za przewodniczącego Jarosława Malinowskiego współpraca Rady Gminy z władzą wykonawczą przebiegała bardzo poprawnie, za przewodnictwa Daniela Miłostana było transparentnie i nowocześnie, to obecnie wciąż iskrzy i dochodzi do kolejnych niesnasek. Czerwone światełko zapaliło się już kilka dni po wyborze w listopadzie 2008 w Ściechowie, gdy w swoim pierwszym przemówieniu używał sformułowań: „zjednoczę radę”, „będziemy silni” etc. Potem było już tylko gorzej – wyrywał mikrofon, by wygarnąć zgromadzonym na uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod szkołę politykom, zaperzał się podczas przemówienia na Dożynkach Gminnych w Stawie, wykłócał o miejsce w delegacji na pogrzebie jednego z gminnych proboszczów, liczył ilość zdjęć i nazwisk w prasie, żądał podpisywania pod życzeniami w „Wieściach Lubiszyńskich” chociaż nie robił tego żaden z przewodniczących w historii gminy Lubiszyn, a wreszcie rozpoczął otwartą wojnę z wójtem Tadeuszem Piotrowskim. Radnym nie podobały się również wystąpienia o nadmiernym zadłużaniu gminy, a z drugiej strony forsowanie kosztownej drogi w Kozinach, podczas gdy samorząd już dawno mógł zrealizować ważniejsze inwestycje: przedszkole i ulicę Lipową w Baczynie, czy drogę z Podlesia do Smolin. „Byłam z nim na tej nieszczęsnej wycieczce w Wilnie i musze powiedzieć, że już wtedy czuł się jakby rządził gminą i był wójtem” – napisała do redakcji jedna z czytelniczek po tekście pt. "Radni wystrychnięci na dudka".
Sytuacja nawiązuje trochę do słynnych już słów Jana Skrzetuskiego z „Ogniem i mieczem”: „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Przewodniczący Eugeniusz Leśniewski chciał wyeliminować urzędującego wójta Tedeusza Piotrowskiego, rozpętując medialną awanturę z wynagrodzeniem w roli głównej, ale okazało się iż wójt wyszedł z całej sprawy wzmocniony, odnowiony i z nowymi pomysłami, a przewodniczący Leśniewski zaczął wykonywać dziwne ruchy, które w trudnej sytuacji stawiają samych radnych. ”Wyszlismy na idiotów, bo niby po co podpisywaliśmy sie kolejny raz" - mówił kilka dni temu "Pulsowi" jeden z samorządowców. Wszystko dlatego, że ten zrezygnował z głosowania uchylonej przez wojewodę Helenę Hatkę uchwały, mimo iż kilka dni wcześniej wręcz krzyczał na radnych, by ponownie ją podpisywali. Uważni obserwatorzy już dawno zauważyli, że obecny przewodniczący postanowił wykorzystać funkcję jako trampolinę do walki o fotel wójta. „Oficjalnie mówi, że zainteresowany jest mandatem radnego powiatowego, ale wystarczy iż się wyluzuje, a od razu snuje wizje jak to będzie, gdy już zostanie wójtem” – mówi samorządowiec z okolic okręgu wyborczego w którym jest Lubiszyn. Efekt jest taki, że o ile za przewodniczącego Jarosława Malinowskiego współpraca Rady Gminy z władzą wykonawczą przebiegała bardzo poprawnie, za przewodnictwa Daniela Miłostana było transparentnie i nowocześnie, to obecnie wciąż iskrzy i dochodzi do kolejnych niesnasek. Czerwone światełko zapaliło się już kilka dni po wyborze w listopadzie 2008 w Ściechowie, gdy w swoim pierwszym przemówieniu używał sformułowań: „zjednoczę radę”, „będziemy silni” etc. Potem było już tylko gorzej – wyrywał mikrofon, by wygarnąć zgromadzonym na uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod szkołę politykom, zaperzał się podczas przemówienia na Dożynkach Gminnych w Stawie, wykłócał o miejsce w delegacji na pogrzebie jednego z gminnych proboszczów, liczył ilość zdjęć i nazwisk w prasie, żądał podpisywania pod życzeniami w „Wieściach Lubiszyńskich” chociaż nie robił tego żaden z przewodniczących w historii gminy Lubiszyn, a wreszcie rozpoczął otwartą wojnę z wójtem Tadeuszem Piotrowskim. Radnym nie podobały się również wystąpienia o nadmiernym zadłużaniu gminy, a z drugiej strony forsowanie kosztownej drogi w Kozinach, podczas gdy samorząd już dawno mógł zrealizować ważniejsze inwestycje: przedszkole i ulicę Lipową w Baczynie, czy drogę z Podlesia do Smolin. „Byłam z nim na tej nieszczęsnej wycieczce w Wilnie i musze powiedzieć, że już wtedy czuł się jakby rządził gminą i był wójtem” – napisała do redakcji jedna z czytelniczek po tekście pt. "Radni wystrychnięci na dudka".
Przewodniczący ma prawo kandydować, a nawet trzeba przyznać, że E. Leśniewski to całkiem dobry i uczciwy kontrkandydat dla wójta Piotrowskiego, ale radni zbyt wiele zrobili dla tego samorządu przez ostatnie cztery lata, by ich sukcesy w kampanii dyskontowała jedna osoba. To stanowisko powinno być poza bieżącymi konfliktami. Szkoda, że przewodniczącym Rady Gminy nie jest skromna i koncyliacyjna Grażyna Banasiak, zawsze dobrze przygotowany na sesję od strony prawnej - chociaż krytykujący często "PT" - Stanisław Dudziak, zasłużony Czesław Wyszowski, dynamiczny, lecz bez zbędnych ambicji Wojciech Zwieruho, merytoryczna i sympatyczna Janina Sidor czy stateczny Ireneusz Żyliński. Jak widać ludzi godnych, którzy mogliby być szefami Rady Gminy nie brakuje. Wydaje się, że przewodniczący Leśniewski zapomniał, że jest „primus Inter pares” – pierwszy wśród równych, a nie pierwszy wśród słabych…