Kontrowersyjna mieszkanka Dzikowa nie daje o sobie zapomnieć. Najpierw walczyła z psem Pango, którego oskarżyła o gwałt na niewinnej suczce Hani, a teraz wypowiedziała wojnę nie mniej groźnemu Urzędowi Gminy.
Zasłynęła pozwaniem sąsiadów z Dzikowa o gwałt dokonany przez ich psa Pango na suczce Hani. Wyrok zakończył się dla gwałciciela i oprawcy niekorzystnie, a los psich bękartów nie jest znany. Na tym jednak Grażyna Dorsch nie poprzestała i zachęcona medialnym rozgłosem poskarżyła się do Urzędu Gminy, że jej sąsiedzi wylewają rzekomo ścieki do pobliskiego rowu w Dzikowie. Sprawa trafiła do Komisji Rewizyjnej, a ta od 4 listopada nie udzieliła jej żadnej odpowiedzi. Tymczasem G. Dorsch postanowiła sprawę skierować do Sądu Rejonowego, na Policję oraz do Starostwa Powiatowego. „Nic jeszcze o tym nie wiem, ale jutro mamy wspólne posiedzenie komisji” – komentuje sprawę przewodniczący Rady Gminy Eugeniusz Leśniewski. Trochę więcej informacji udzielił członek Komisji rewizyjnej radny Jerzy Obara, który sprawą jest zaskoczony. „Przypominam sobie sprawę i z tego co wiem, to nie została przez komisję zakończona, bo wciąż jest w toku” – mówi radny Obara. „To sprawa radnych, ja z szacunku do mieszkańców na pisma odpowiadam zawsze na czas i w terminie. Stosowne działania zostały podjęte i trudno zarzucić nam bezczynność” – mówi z kolei wójt Tadeusz Piotrowski. Tytmczasem sama Grażyna Dorsz w rozmowie z "PT" podkreśla, że żal ma przede wszystkim do urzędników, a nie do radnych. "Złożyłam stosowne pisma w sądzie i na policji, ale narazie nie chcę za dużo mówić" - komentuje pani Dorsch. Wiadomo jednak, że w Urzędzie Gminy powołana została specjalna komisja składająca się z przedstawicieli Policji, Zakładu Usług Komunalnych oraz osoby z zewnątrz, która dwukrotnie pobierała próbki ze wskazanego przez Grażynę Dorsch miejsca, a z samych kontroli sporządzone zostały stosowne protokoły. Postanowiono wykonać dodatkowe badania, ale na to potrzeba czasu.
Zasłynęła pozwaniem sąsiadów z Dzikowa o gwałt dokonany przez ich psa Pango na suczce Hani. Wyrok zakończył się dla gwałciciela i oprawcy niekorzystnie, a los psich bękartów nie jest znany. Na tym jednak Grażyna Dorsch nie poprzestała i zachęcona medialnym rozgłosem poskarżyła się do Urzędu Gminy, że jej sąsiedzi wylewają rzekomo ścieki do pobliskiego rowu w Dzikowie. Sprawa trafiła do Komisji Rewizyjnej, a ta od 4 listopada nie udzieliła jej żadnej odpowiedzi. Tymczasem G. Dorsch postanowiła sprawę skierować do Sądu Rejonowego, na Policję oraz do Starostwa Powiatowego. „Nic jeszcze o tym nie wiem, ale jutro mamy wspólne posiedzenie komisji” – komentuje sprawę przewodniczący Rady Gminy Eugeniusz Leśniewski. Trochę więcej informacji udzielił członek Komisji rewizyjnej radny Jerzy Obara, który sprawą jest zaskoczony. „Przypominam sobie sprawę i z tego co wiem, to nie została przez komisję zakończona, bo wciąż jest w toku” – mówi radny Obara. „To sprawa radnych, ja z szacunku do mieszkańców na pisma odpowiadam zawsze na czas i w terminie. Stosowne działania zostały podjęte i trudno zarzucić nam bezczynność” – mówi z kolei wójt Tadeusz Piotrowski. Tytmczasem sama Grażyna Dorsz w rozmowie z "PT" podkreśla, że żal ma przede wszystkim do urzędników, a nie do radnych. "Złożyłam stosowne pisma w sądzie i na policji, ale narazie nie chcę za dużo mówić" - komentuje pani Dorsch. Wiadomo jednak, że w Urzędzie Gminy powołana została specjalna komisja składająca się z przedstawicieli Policji, Zakładu Usług Komunalnych oraz osoby z zewnątrz, która dwukrotnie pobierała próbki ze wskazanego przez Grażynę Dorsch miejsca, a z samych kontroli sporządzone zostały stosowne protokoły. Postanowiono wykonać dodatkowe badania, ale na to potrzeba czasu.