Lubiszyński spór o ośrodek zdrowia może zakończyć się brakiem dostępu do świadczeń medycznych. Takim scenariuszem zagroził dr Stanisław Jabłoński.
Moda na zebrania wiejskie trwa. Tym razem ważny spór zawitał do Lubiszyna, gdzie mieszkańcy musieli podjąć decyzję w sprawie ewentualnej sprzedaży ośrodka zdrowia lekarzowi rodzinnemu Stanisławowi Jabłońskiemu. Kiedy sprawy nie poszły tak jak trzeba, bo najpierw negatywnie zaopiniowała wniosek tamtejsza Rada Sołecka, a później sami mieszkańcy, lekarz wypalił: „Nie mam interesu w dokładaniu do tego ośrodka zdrowia i władze gminy muszą zdawać sobie sprawę, że są zobowiązane do zabezpieczenia świadczeń medy- cznych swoim mieszkańcom, a ja mogę nie podpisać kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia na 2010 rok”. Teoretycznie taka sytuacja jest możliwa, ale wydaje się mało prawdopodobna. Lekarz rodzinny za każdego pacjenta dostaje z NFZ blisko 8 złotych, a w przypadku dzieci oraz osób chorych na cukrzycę i choroby układu krążenia nawet więcej. „Każdy lekarz otrzymuje opłatę kawitacyjną oraz inne kwoty w zależności od rodzaju pacjentów. Najczęściej lekarz ma ich pod swoją opieką około dwóch tysięcy” – wyjaśnia „PT” rzecznik NFZ Sylwia Malcher - Nowak. Wydaje się więc mało prawdopodobne, by swoją groźbę Stanisław Jabłoński spełnił. „Dopóki budynki są własnością gminy, to mamy gdzie sprowadzić lekarza, a gdybyśmy je sprzedali, to nie mielibyśmy nic” – komentuje krótko wójt Tadeusz Piotrowski, który powiedział iż dopóki on będzie wójtem, to budynek będzie gminny. W podobnym tonie brzmią słowa rzecznik NFZ. „Władze gminy nie mają pewności, że sprzedając budynek ośrodka zdrowia do końca będą tam świadczone tylko usługi medyczne” – mówi. Lekarz Jabłoński i na to ma odpowiedź: „W notarialnym akcie sprzedaży można zawrzeć zapis o konieczności prowadzenia w budynku działalności związanej ze służbą zdrowia”. Nie zgadza się z tą opinią wójt Piotrowski. „Jak to będzie prywatne, to nie będziemy mieli nic do gadania” – mówi wójt. Pozostaje jednak problem hipotetycznego nie podpisania przez lubiszyńskiego lekarza kontraktu z NFZ. „Samorząd na mocy prawa jest zobowiązany do zapewnienia swoim mieszkańcom różnych świadczeń, a należą do nich również świadczenia medyczne” – wyjaśnia rzecznik Malcher – Nowak. Podkreśla, że w takich sytuacjach najważniejsza jest rozmowa i NFZ miał do czynienia z różnymi przypadkami, ale zawsze udawało się porozumieć samorządowi z lekarzami. „Znam gminy w których samorządy dokładają się finansowo do remontów lub bieżącej działalności ośrodków zdrowia, by współpraca z lekarzami układała się dobrze, a nawet takie miejsca w województwie, gdzie władze gminne wyposażają gabinety ginekologiczne” – mówi. Doświadczenie większości gmin wskazuje, że nawet największe konflikty nie doprowadzają do zerwania przez lekarzy współpracy, bo nie jest to opłacalne finansowo i na dłuższą metę im się to po prostu nie opłaca. Z drugiej strony, dr Jabłoński nie może narzekać, że gmina nie dokłada do ośrodka zdrowia, bo jest odwrotnie. Nie dość, że płaci niski czynsz (ok. 200 zł), to w dodatku cała elewacja budynku wyremontowana została z pieniędzy gminnych. Co jednak, gdyby – całkowicie hipotetycznie – dr Jabłoński dopiął swego i nie podpisał kontraktu ? „Władze musiałyby się postarać o nowego lekarza, a pacjenci wypełnić nowe deklaracje wyboru lekarza rodzinnego” – wyjaśnia rzecznik NFZ. W takich sytuacjach fundusz stara się współpracować z gminą i wypracować jak najlepsze rozwiązanie, a za lekarzem ciągnie się opinia kogoś, kto zostawia swoich pacjentów na pastwę losu tylko dlatego, że nie zgodzono się sprzedać mu budynków. Z taką reputacją trudno o znalezienie pracy. Inaczej mówiąc, wyartykułowana groźba, to kiepski żart i szantaż na który władze nie powinny się zgadzać. Inną sprawą jest utrzymanie ośrodka zdrowia i udział w tym samorządu…