Rozmowa z WERONIKĄ RUDZKĄ, mieszkanką Tarnowa na temat jej wojennych losów.
Redakcja: Jak pani wspomina początek wojny ?
Weronika Rudzka: To były żniwa, a ja chodziłam codziennie na służbę. W ten dzień tych samolotów latało już mnóstwo. Ja zaplanowałam ze swoją gospodynią, że pojedziemy do miasta do kościoła. Pamiętam, mama mi mówiła: „Dziecko, ty nigdzie nie idź, bo to już jest wojna”. Ale ja byłam młoda i te wszystkie samoloty i ruch nie robiły na mnie wrażenia. Kiedy już wracaliśmy do domu, to jak się zrobił ruch i gwar: samochody, czołgi, samoloty…Ta krzyczy chleba, tama woła: „Może masz masło”…a wszystko dlatego, że zabierali chłopów na wojnę i kobiety chciały ich wyprawić.
Red.: I to był początek wojny?
W.R.: Nie tak do końca. Jak wróciłyśmy z tego kościoła, to poszłam paść krowy. Stoję na polu, a tam z daleka widzę, że w oddali mnóstwo Ukraińców idzie z kosami, widłami, karabinami i wszystkim co mieli. I ja patrzę, a przed nimi w polu ląduje taki płatowy samolot z ruskimi oznaczeniami. Po chwili z tego samolotu wyszedł pilot i dał tym Ukraińcom duży plik papierów. Oni złapali te papiery: „Hurra!” i popędzili krzycząc, wymachując tymi widłami…Pomyślałam sobie wtedy, że coś tu będzie. Trzeba zabierać te krowy i uciekać do domu. Jak przy- biegłam do domu gospodarzy, wchodzę i słyszę jakieś ruchy. Myślę: „Matko Najświętsza! Przyszli mnie zabić”. Patrzę, a tu polskiego policjanta czapka, a za chwilę tak na czworaka wchodzi z ganku policjant. On taki spocony i umazany uciekł, chcąc się dostać do Brzeżan. Napadli ich i uciekł jak stał w tym mundurze bez niczego więcej. Na dugi dzień moja gospodyni chciała jechać na targ do Kozowej, ale Ukraińcy już ich nie wpuścili do miasta. Wygonili do domu.
Red.: Dobrze, a te papiery, to co to było ?
W.R.: Jak się potem okazało, były zezwoleniem dla Ukraińców na to, że przez 24 godziny mogą robić z Polakami co tylko zechcą: mordować, bić i grabić. To nie trwało tyle, ale dużo więcej czasu.
Red.: I co, rzeczywiście mordowali i bili ?
W.R.: I to jak! Była taka wioska Jakubowce, gdzie mieszkali sami Polacy. Ukraińcy wymordowali ich wszystkich. Ostało się może kilku.
Red.: Zastrzelili ?
W.R.: Gdzie tam! Bili, obcinali ręce i męczyli niemiłosiernie. Niektórzy chcieli uciekać, to Ukraińcy do nich z karabinami i gonili na podwórze. Strzały i krzyki słychać było wszędzie. Jak ja zaleciałam do swojego domu, to spotkałam biegnących trzech chłopaków. Oni do mnie: „Gdzie ty, po śmierć leziesz? Uciekaj, bo u nas już większość wymordowali”. Ten jeden krzyczy i płacze jak dziecko: „Mojego tatusia piłą na trzy części rozerżnęli”. Tej nocy miałam spać w kurniku u sąsiadów, ale jak wpadli, to na moich oczach właścicielowi. dwanaścioro dzieci zabili.
Red.: Przecież wy tam mieszkaliście, a oni wszyscy byli waszymi sąsiadami ?
W.R.: Oni się od nas odseparowali i nie chcieli mieć nic do czynienia z Polakami. Kilka dni przed wjazdem Ruskich już węszyli i szykowali wszystko.
Red.: A co się stało jak wjechali Ruscy ?
W.R.: No jak weszli, to byli łagodniejsi. Brutalnie palili i mordowali głównie Ukrain- cy, którzy robili Stalinowi co chciał. Dzisiaj dyskutują i mówią, że było inaczej, a przecież to Ukraińcy i Ru -skie były pierwsze, a nie hitlerowcy.
Red.: Jak to się stało, że pani znalazła się potem na robotach w Niemczech ?
W.R.: Kogo łapali na ulicy, to wywozili jak był ubrany. Szłam na zakupy do miasta jak już byli Niemcy i mnie złapali. Potem odesłali do Brzeżan, a tam napakowali na transport i do Niemiec. Miałam wtedy kilkanaście lat. Wylądowałam u niemieckiego gospodarza bez języka, bez niczego i strasznie tam płakałam. Tam też poznałam narzeczonego, którego później zastrzelili Niemcy. Łatwo mi tam nie było, ale ponieważ ja robiłam wszystko co mi kazano, to nie krzywdzono mnie.
Red.: Czyli nie było aż tak źle?
W.R.: Moim gospodarzem był prawdziwy hitlerowiec. Tak jak kiedyś było to ORMO i SB w Polsce, tak on chodził w tych zielonych ciuchach i był bardzo złym człowiekiem. Przede mną było tam trzech Polaków, to jeden już nie mógł i rzucił się pod samochód.
Redakcja: Jak pani wspomina początek wojny ?
Weronika Rudzka: To były żniwa, a ja chodziłam codziennie na służbę. W ten dzień tych samolotów latało już mnóstwo. Ja zaplanowałam ze swoją gospodynią, że pojedziemy do miasta do kościoła. Pamiętam, mama mi mówiła: „Dziecko, ty nigdzie nie idź, bo to już jest wojna”. Ale ja byłam młoda i te wszystkie samoloty i ruch nie robiły na mnie wrażenia. Kiedy już wracaliśmy do domu, to jak się zrobił ruch i gwar: samochody, czołgi, samoloty…Ta krzyczy chleba, tama woła: „Może masz masło”…a wszystko dlatego, że zabierali chłopów na wojnę i kobiety chciały ich wyprawić.
Red.: I to był początek wojny?
W.R.: Nie tak do końca. Jak wróciłyśmy z tego kościoła, to poszłam paść krowy. Stoję na polu, a tam z daleka widzę, że w oddali mnóstwo Ukraińców idzie z kosami, widłami, karabinami i wszystkim co mieli. I ja patrzę, a przed nimi w polu ląduje taki płatowy samolot z ruskimi oznaczeniami. Po chwili z tego samolotu wyszedł pilot i dał tym Ukraińcom duży plik papierów. Oni złapali te papiery: „Hurra!” i popędzili krzycząc, wymachując tymi widłami…Pomyślałam sobie wtedy, że coś tu będzie. Trzeba zabierać te krowy i uciekać do domu. Jak przy- biegłam do domu gospodarzy, wchodzę i słyszę jakieś ruchy. Myślę: „Matko Najświętsza! Przyszli mnie zabić”. Patrzę, a tu polskiego policjanta czapka, a za chwilę tak na czworaka wchodzi z ganku policjant. On taki spocony i umazany uciekł, chcąc się dostać do Brzeżan. Napadli ich i uciekł jak stał w tym mundurze bez niczego więcej. Na dugi dzień moja gospodyni chciała jechać na targ do Kozowej, ale Ukraińcy już ich nie wpuścili do miasta. Wygonili do domu.
Red.: Dobrze, a te papiery, to co to było ?
W.R.: Jak się potem okazało, były zezwoleniem dla Ukraińców na to, że przez 24 godziny mogą robić z Polakami co tylko zechcą: mordować, bić i grabić. To nie trwało tyle, ale dużo więcej czasu.
Red.: I co, rzeczywiście mordowali i bili ?
W.R.: I to jak! Była taka wioska Jakubowce, gdzie mieszkali sami Polacy. Ukraińcy wymordowali ich wszystkich. Ostało się może kilku.
Red.: Zastrzelili ?
W.R.: Gdzie tam! Bili, obcinali ręce i męczyli niemiłosiernie. Niektórzy chcieli uciekać, to Ukraińcy do nich z karabinami i gonili na podwórze. Strzały i krzyki słychać było wszędzie. Jak ja zaleciałam do swojego domu, to spotkałam biegnących trzech chłopaków. Oni do mnie: „Gdzie ty, po śmierć leziesz? Uciekaj, bo u nas już większość wymordowali”. Ten jeden krzyczy i płacze jak dziecko: „Mojego tatusia piłą na trzy części rozerżnęli”. Tej nocy miałam spać w kurniku u sąsiadów, ale jak wpadli, to na moich oczach właścicielowi. dwanaścioro dzieci zabili.
Red.: Przecież wy tam mieszkaliście, a oni wszyscy byli waszymi sąsiadami ?
W.R.: Oni się od nas odseparowali i nie chcieli mieć nic do czynienia z Polakami. Kilka dni przed wjazdem Ruskich już węszyli i szykowali wszystko.
Red.: A co się stało jak wjechali Ruscy ?
W.R.: No jak weszli, to byli łagodniejsi. Brutalnie palili i mordowali głównie Ukrain- cy, którzy robili Stalinowi co chciał. Dzisiaj dyskutują i mówią, że było inaczej, a przecież to Ukraińcy i Ru -skie były pierwsze, a nie hitlerowcy.
Red.: Jak to się stało, że pani znalazła się potem na robotach w Niemczech ?
W.R.: Kogo łapali na ulicy, to wywozili jak był ubrany. Szłam na zakupy do miasta jak już byli Niemcy i mnie złapali. Potem odesłali do Brzeżan, a tam napakowali na transport i do Niemiec. Miałam wtedy kilkanaście lat. Wylądowałam u niemieckiego gospodarza bez języka, bez niczego i strasznie tam płakałam. Tam też poznałam narzeczonego, którego później zastrzelili Niemcy. Łatwo mi tam nie było, ale ponieważ ja robiłam wszystko co mi kazano, to nie krzywdzono mnie.
Red.: Czyli nie było aż tak źle?
W.R.: Moim gospodarzem był prawdziwy hitlerowiec. Tak jak kiedyś było to ORMO i SB w Polsce, tak on chodził w tych zielonych ciuchach i był bardzo złym człowiekiem. Przede mną było tam trzech Polaków, to jeden już nie mógł i rzucił się pod samochód.
Red.: Wyczekiwała pani końca wojny ?
W.R.: Ja nie byłam tam do końca wojny, bo zaszłam w ciążę, a było tak, że jak dziewczyna była w siódmym miesiącu, to odsyłali do domu. Więc wróciłam do domu przed końcem wojny. Jak zaszłam w ciążę, to ta Niemka zawiozła mnie do lekarza i wciskała tabletkę, żebym zabiła to dziecko. „Po co ci to dziecko?” – gadała. Ja płakałam, a ona mi wciskała to, ale się nie zgodziłam. Mój narzeczony powiedział tylko: „Niech sobie zachowa dla córek”. Jak miałam jechać do domu, to wojna się już zbliżała do Niemiec.
Red.: A w Tarnowie jak się pani znalazła ?
W.R.: No jak? Z Niemiec odesłali do domu na Ukrainę, a potem jak wszystkich wysiedlano, to przywieźli tutaj. Ale to nie było tak szybko, bo jeszcze dwa lata mieszkałam na Ukrainie, a te dwa lata były jeszcze straszniejsze. Baderowcy mordowali i mor- dowali. Gdyby nie to, że pod koniec wojny byli tam jeszcze Niemcy, to i nas by wymordowali. Tam gdzie byli hitlerowcy, tam Ukraincy nas nie mordowali. Zresztą sami Niemcy mówili nam: „Proście Boga, żeby tu było wojsko, bo gdzie my jesteśmy, tam się do waszych domów nie zakradną w nocy”. Oni założyli z Hitlerem tak, że Ukraińcy nie mają przeszkadzać Niemcom, a Niemcy Ukraińcom. Oni mordowali i palili, robili co chcieli, ale Niemcy nie reagowali. Jedyny ratunek w tym, że nie zakradali się tam, gdzie wojsko.
Weronika Rudzka – jest mieszkanką Tarnowa. Ma 86 lat.
W.R.: Ja nie byłam tam do końca wojny, bo zaszłam w ciążę, a było tak, że jak dziewczyna była w siódmym miesiącu, to odsyłali do domu. Więc wróciłam do domu przed końcem wojny. Jak zaszłam w ciążę, to ta Niemka zawiozła mnie do lekarza i wciskała tabletkę, żebym zabiła to dziecko. „Po co ci to dziecko?” – gadała. Ja płakałam, a ona mi wciskała to, ale się nie zgodziłam. Mój narzeczony powiedział tylko: „Niech sobie zachowa dla córek”. Jak miałam jechać do domu, to wojna się już zbliżała do Niemiec.
Red.: A w Tarnowie jak się pani znalazła ?
W.R.: No jak? Z Niemiec odesłali do domu na Ukrainę, a potem jak wszystkich wysiedlano, to przywieźli tutaj. Ale to nie było tak szybko, bo jeszcze dwa lata mieszkałam na Ukrainie, a te dwa lata były jeszcze straszniejsze. Baderowcy mordowali i mor- dowali. Gdyby nie to, że pod koniec wojny byli tam jeszcze Niemcy, to i nas by wymordowali. Tam gdzie byli hitlerowcy, tam Ukraincy nas nie mordowali. Zresztą sami Niemcy mówili nam: „Proście Boga, żeby tu było wojsko, bo gdzie my jesteśmy, tam się do waszych domów nie zakradną w nocy”. Oni założyli z Hitlerem tak, że Ukraińcy nie mają przeszkadzać Niemcom, a Niemcy Ukraińcom. Oni mordowali i palili, robili co chcieli, ale Niemcy nie reagowali. Jedyny ratunek w tym, że nie zakradali się tam, gdzie wojsko.
Weronika Rudzka – jest mieszkanką Tarnowa. Ma 86 lat.