5.08.2009

NIE MOGĄ WYJŚĆ Z DOMU


Jak coś się stanie, to nawet karetka do nas nie dojedzie - załamują ręce mieszkańcy Baczyny w tekście red. Anny Rymke, który publikuje dzisiejsza „Gazeta Lubuska”. Według gazety, są odcięci od wsi budowaną trasą S3. Kiedy tylko popada, muszą brodzić po kolana w błocie albo... siedzieć w domu.


W Baczynie, po drugiej stronie trasy na Szczecin, mieszka osiem rodzin. Równolegle do biegnącej drogi budowana jest trasa S3. - Mieliśmy dobrą utwardzoną drogę, to sprzęt pracujący przy budowie wszystko nam porozjeżdżał. Przez te wybite kamienie wywróciłam się na rowerze - pani Stefania pokazuje obdarte łokcie.
- Ale najgorsze, że jak jest deszcz, nie możemy się stąd wydostać. Bo tam dalej ciężarówki wszystko rozjeżdżają i jest tylko jedno wielkie błocko - pokazuje Jadwiga Żbikowska.

Pracownicy ich ignorują

J. Żbikowska i sąsiedzi mają dwie drogi prowadzące do asfaltu. Jedną przez utwardzoną ścieżkę na prywatnym polu i dalej już na rozjeżdżonym i zastawionym ciężarówkami placu. Druga prowadzi wzdłuż nasypu przygotowanego do budowanego właśnie wiaduktu nad trasą S3. Tyle że tu wprost z asfaltu wczoraj nasi reporterzy wjechali w ogromną na kilka metrów kałużę, przez którą przejść na pewno by się nie udało. - We wtorek, jak padało, to w ogóle nie dało się przejść ani jedną, ani drugą drogą. Kałuża przy wiadukcie była tak głęboka, że szwagier i pracownik sąsiadów urwali tablice rejestracyjne - opowiada Rafał Deka. - Najbardziej boimy się, że jak coś się stanie, to nawet karetka do nas nie dotrze. Przecież tu mieszkają i starsi i dzieci. Każdy może nagle zachorować - martwi się pani Stefania, która ma kłopoty z sercem. Żbikowscy dodatkowo się zastanawiają, jak to będzie we wrześniu, kiedy zacznie się szkoła. - Przechodziliśmy już to w ubiegłym roku. Droga często była nie do przejścia i syn nie miał jak wydostać się z domu - wspomina J. Żbikowska.
Rodziny twierdzą też, że pracownicy firmy budującej S3 ich ignorują. Kiedy próbowali interweniować we wtorek w sprawie błota zamiast drogi, to usłyszeli od budowniczych, że jak skończą pracę, to drogę wyrównają. - To nawet po zakupy nie możemy wyjść? Przecież w umowie z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad mamy zapewniony przejazd. Ale z nimi to tak jest - macha ręką Jolanta Kołaczek, siostra J. Żbikowskiej.

Za dwa miesiące koniec

O problemach ich rodziny „Gazeta Lubuska” pisała już wielokrotnie. Ostatni raz 23 czerwca w „Żyjemy na budowie”. Przypomnijmy, GDDKiA w zamian za teren i dom, przez który będzie biegła S3 miała wybudować rodzinie w pobliżu nowy dom o podobnym metrażu. Miał być gotowy już rok temu. Rodzina jednak przeprowadziła się do niego zaledwie dwa tygodnie temu. Najpierw nie dotrzymano terminów, a potem wyszły na jaw liczne niedoróbki i błędy.
Jeszcze wczoraj ekipa pracował w domu Kołaczków przy usuwaniu usterek. I z tego, co mówią kobiety, poprawianie fuszerek potrwa jeszcze długo. - Dlatego naprawdę mamy już serdecznie dość budowy tej trasy - załamują się kobiety.
"Gazeta Lubuska" skontaktowała się wczoraj z Kazimierzem Mateckim, inżynierem kontraktu budowy trasy S3 na odcinku Gorzów - Szczecin. - Zaraz dzwonię do kierownika budowy. Oczywiście, wykonawca powinien na bieżąco wyrównywać drogę, którą poruszają się mieszkańcy - powiedział, gdy usłyszał skargi. Twierdzi, że droga będzie zagęszczona i utwardzona. - Problemy mieszkańców z przejazdem powinny się skończyć za dwa miesiące. Na koniec września ma być ukończona budowa wiaduktu. I nim będą mogli się przemieszczać - zapowiada K. Matecki.

ŻRÓDŁO: Gazeta Lubuska