21.05.2009

POWSTAŁY KOMISJE WYBORCZE


Ukonstytuowały się komisje wyborcze.


Już 7 czerwca wybory do Parlamentu Europejskiego. Urząd Gminy zorganizował spotkanie dla przyszłych członków komisji wyborczych, którzy będą nas w trakcie wyborów obsługiwali, a następnie zliczali głosy. W komisjach są przedstawiciele urzędu oraz partii politycznych, które zgłosiły swoich kandydatów. Praca w komisji jest odpłatna. Dotychczas wszyscy członkowie otrzymywali jednakowe diety wynoszące 140 zł. W najbliższych wyborach najwięcej otrzyma przewodniczący obwodowej komisji – jego dieta ma wynieść 165 zł. Jego zastępca dostanie 150 zł.

LUBISZYN W WILNIE...


Mieszkańcy gminy Lubiszyn na wycieczce w Wilnie.


Wilno jest celem wycieczki ,na jaką udali się lubiszyńscy radni, urzednicy oraz niektórzy sołtysi wraz z rodzinami. W dniach 21-24 uczestniczą oni w zorganizowanym przez przewodniczącego Rady Gminy Eugeniusza Leśniewskiego wyjeździe na dawne tereny Polski. Towarzyszy im również zastępca wójta Daniel Niekrewicz. Uprzedzając ewentualne komentarze warto podkreślić, że wycieczka nie jest finansowana z budżetu gminy, a każdy uczestnik indywidualnie partycypował w jej kosztach. Innaczej mówiąc - ci którzy zapłacili, to pojechali. To ważne, gdyż w innych gminach panują zgoła odmienne obyczaje.

19.05.2009

DZIECI PRZYJĘŁY PO RAZ PIERWSZY CIAŁO JEZUSA


Tego roku pięcioro dzieci z Tarnowa przyjęło po raz pierwszy eucharystycznego Jezusa, pod postacią chleba.


Maj, to okres gdy dzieci klas drugich przystępują do pierwszej Komunii Świętej. W tym roku przystąpiło do niej pięcioro małych mieszkańców naszej wioski. Jako pierwsza, bo już 10 maja w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzowie Wlkp. eucharystyczne Ciało Chrystusa przyjęła Dominika Bagińska, która na co dzień uczy się w SP nr 21 w Gorzowie.

Dokładnie tydzień później tj. 17 maja br. uroczystości komunijne odbyły się w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Lubiszynie. Do pierwszej Komunii Świętej przystąpiły tarnowskie dzieci, które na co dzień uczęszczają do SP w Lubiszynie, a wśród nich: Wiktoria Miszkiewicz, Klaudia Szulczyńska, Nadia Rudzka oraz Marek Brojecki.



TARNÓW PIĘKNIEJE


Tarnów pięknieje również poza centrum. Powstał duży skalniak.

Każda działalność, której efektem jest upiększenie Tarnowa zasługuje na pochwałę i wdzięczność. Z przyczyn ambicjonalnych jednej osoby, całkowicie niezależnych od autorów, nie wyszło z „Planem Odnowy Wsi”, to może wyjdzie skromniej, ale własnymi siłami.
Można się spierać nad gustami, ale liczy się cel – upiększenie wioski. „Nie podoba mi się te kamienisko” – stwierdziła jedna z mieszkanek. Opinia jak każda inna – uprawniona. Można się z nią zgadzać lub nie, ale wykonanie przed domostwami pp. Jonaszów i Stankiewiczów dużego skalnika, to krok w prawidłowym kierunku. Oczywiście, samo wykonanie nie musi się podobać, ale przecież od czegoś należy zacząć, by wspólnie realizować przedsięwzięcie dalej.
Warto położyć nacisk na słowo „wspólnie”, bo Rada Sołecka nawet gdyby była najbardziej aktywna, sama niczego nie zrobi, a przecież w Tarnowie każdy ma pomysły.



WIĘCEJ W WERSJI PAPIEROWEJ W CZERWCU.

SUKCES WIOSKI, ALE I SOŁTYSA


Wykonana przez mieszkańców Tarnowa tzw. „kurna chata”, to bez wątpienia duży sukces Rady Sołeckiej, wielu zaangażowanych w jej wykonanie mieszkańców, a także samego Sołtysa.

Obiekt stał się już kolejną wizytówką wioski. Jego budowa rozpoczęła się jeszcze w 2008 roku, a zaangażowanych w prace było kilkadziesiąt osób. Oczywiście wiele zasług mają lokalni rzemieślnicy, ale pewnie „kurna chata” nigdy by nie powstała, gdyby nie Sołtys Tarnowa, który od początku był niezwykle zdeterminowany, aby inwestycja została zrealizowana. Śmiało można skonstatować, że ten obiekt to w dużej mierze nie tylko sukces wioski, ale indywidualny sukces Sołtysa…
Inaczej ujmując – dobrze skanalizowana energia i zawziętość przynosi efekty.
W prace zaangażowali się niemal wszyscy, a efekt jest imponujący. Drugiego takiego obiektu w gminie nie ma. Nie zawiedli również sponsorzy, a szczególnie Jarosław Krupieńczyk i Stefan Michalak.



WIĘCEJ W WERSJI PAPIEROWEJ W CZERWCU.

RADNY PSUJE WIZERUNEK GMINY


Czy radny psuje wizerunek Gminy Lubiszyn ?


...Najwidoczniej, bo artykuł opublikowany 16 maja br. w "Gazecie Lubuskiej", w którym radny Sylwester Andrzejewski atakuje wójta Tadeusza Piotrowskiego promocji lubiszyńskiemu samorządowi nie przysparza. Inaczej mówiac, odkąd Radą Gminy zaczął kierować Eugeniusz Leśniewski, krytycznych o gminie artykułów nie było, ale pozytywnych tekstów, materiałów telewizyjnych oraz radiowych ponad 20.

To efekt pracy Rady Gminy i jej przewodniczącego, wójta oraz jego zastępcy Daniela Niekrewicza.


Radny Sylwester Andrzejewski, to człowiek sympatyczny i bardzo ambitny, ma swój charakter i poglądy, ale fakt, że krytykuje władze gminy w prasie regionalnej, sympatii mu nie przysporzy. Oto do spółki z działaczami klubu sportowego "FENIKS" postanowił wizerunek Gminy Lubiszyn trochę zepsuć mało rozsądnymi wypowiedziami i zarzutami bez pokrycia. Gmina Lubiszyn, jak mało która w regionie, przekazuje do dyspozycji sołectw duże kwoty pieniędzy (20 złotych na mieszkańca), a w przypadku Ściechowa został przekazany również rumsz na realizację "spornego" boiska. Co ciekawe, zarzutów nie artykułuje sołtys Edward Boduszek.

O co więc chodzi ? Trudno zgadnąć, bo radny Andrzejewski nie wykazał się na sesjach Rady Gminy aktywnością ws. boiska, a w "GL" uczynił z siebie nawet opiekunem klubu sportowego. Wyborcy wiedzą najlepiej kto mówi prawdę, a kto się kreujeż za ponad rok, w trakcie wyborów samorządowych.

HALA POWSTAJE JAK TRZEBA...

Budowa hali sportowej to kolejna zrealizowana przez Wójta Gminy TADEUSZA PIOTROWSKIEGO obietnica wyborcza. Gdyby obietnice wyborcze z taką precyzją realizowali inni samorządowcy w Polsce, to byłoby naprawdę dobrze.
Chociaż wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę hali sportowej przy
Szkole Podstawowej odyło się zaledwie kilka tygodni temu, to obiekt powstaje w bardzo szybkim tempie i już wkrótce będzie gotowy. Innymi słowy - jest duża szansa, że już w październiku dzieci będą tam ćwiczyć. - "Inwestor że odda obiekt przed terminem i ta informacja bardzo nas cieszy" - powiedział z-ca wójta Gminy Lubiszyn Daniel Niekrewicz.

KOLEJNA NOC ... WARIATA !

Kolejne nocne eskapady mieszkańca Tarnowa, który zdaje się zatracił osobowość i rozum na całego.
Kontrowersyjny mieszkaniec wioski Karol K. dał o sobie znać również dzisiejszej nocy, ale tym razem na prywatnej posesji innego mieszkańca. Kilka minut po 4.00 zaczął forsować jego posesję przez mur obok, chodząc po nim, ukrywając się i zachowując co najmniej dziwnie. Dziwne było również to, że skakał przez wysoki mur obok, zamiast wejść przez furtkę. Na miejsce przyjechali zaalarmowani policjanci z Gorzowa. Przeszukali posesję i znaleźli Karola K. w komórce, zwinietego niczym padalec. - "Twierdzi, że dom X.X. wali się i podtrzymują go palące się druty elektryczne, ale on się ich boi i nie wyjdzie, bo te druty zrobią mu krzywdę" - powiedział interweniujący policjant. Delikwent został zabrany i odwieziony do domu. O suchym psyku.
Kolejny raz warto zaapelować, aby coś z tym człowiekiem zrobić. Może niektórych to śmieszy, ale ten człowiek coraz bardziej stwarza realne zagrożenie i brak jego izolacji może skutkować
w przyszłości tym, że kogoś skrzywdzi...
Jeszcze niedawno Tarnów był oazą spokoju, a od kilku miesięcy jest jedną z najmniej bezpiecznych miejscowości w której oprócz aktów wandalizmu oraz wielu interwencji Policji, ż narkotyki.
Przed nami kolejne noce i pewnie kolejne omamy tarnowskiego "lumpa".

18.05.2009

BRAWO FILIP! TALENT NA PRZYSZŁOŚĆ...


Rośnie nam w wiosce prawdziwy talent sportowy.

Dotychczas gmina Lubiszyn kojarzyła się głównie ze sportowymi sukcesami tenisisty stołowego Michała Kusia oraz piłkarza ręcznego Tomasza Jagły z Lubna. Jest jednak szansa, że już wkrótce będziemy kibicować również żużlowcowi, bo mieszkaniec Tarnowa Filip Stankiewicz, mimo młodego wieku, zaczął już osiągać wyniki, które odnotowują nawet lokalne media. Biorąc pod uwagę fakt, że ma dopiero 8 lat, założyć należy, że duże sukcesy dopiero przed nim i z pewnością w jego zasięgu. Takie nadzieje potwierdził w trakcie turnieju „Unijne Talenty Europy”, który odbył się 1 maja br. w podgorzowskim Wawrowie. W piątą rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej kilkunastu zawodników zmierzyło się w 15 biegach w których wcielili się w drużyny kilku europejskich krajów. Nasz tarnowski „rodzynek” Filip Stankiewicz reprezentował Finlanddię i udało mu się znaleźć na podium. Każdy taki sukces okupiony jest wieloma ćwiczeniami i treningami, a także cierpliwością rodziców. Filip na co dzień trenuje w GUKS Speedway Wawrów.

WŁAMANIE NA NIBY...BO CHCIAŁO SIĘ PIĆ


Pijaczek postawił na nogi administratorów sklepu i Policję. Jak długo zwykły menel będzie akceptowany przez ogół mieszkańców ?

Tego jeszcze w Tarnowie nie było. Dzisiejszej nocy (ok. 2.00) mieszkaniec Tarnowa obudził mieszkającego naprzeciw kościoła kierownika sklepu "LEWIATAN" z dramatyczną informacją: "Włamują się do sklepu !". Ten, reagując na ten niezwykl apel wezwał Policję, a następnie udał się z "informatorem" i funkcjonariuszami do sklepu. Kiedy go otworzył, celem zweryfikowania z policjantami informacji, ów informator z rozbrajającą szczerością oświadczył: "Tak naprawdę, skoro już otworzyliśmy sklep, to sprzedaj mi dwa winka"... Jak widać pomysłowość ludzi spragnionych jest bez granic. Ostatnio na przykład, ten sam mieszkaniec, wykonywał dziwne "zlecenie"zabicia psa, jakby nie wiedzia - a nie wiedział z całą pewnością - że to przestępstwo zagrożone karą do 2 lat więzienia. Problem jest jednak inny - zabijał "na zlecenie" psa, niemal publicznie mówi się iż kradnie, stawiał w nocy na nogi Policję, a nawet łamał podobno płoty...

Co dalej? Czy ktoś zainteresuje się tym przypadkiem, czy w imię źle pojętego koleżeństwa i pobłażliwości, czekać będziemy aż porwie małe dziecko, pobije kogoś lub też zamiast budzić kierownika sklepu, po prostu wybije w sklepie szybę...

Nie warto tego bagatelizować i udawać, że to taki śmieszny człowiek, ale nikomu nie szkodzi.

Do czasu...

15.05.2009

WARTO BYŁO ZAMIESZKAĆ W TARNOWIE


Rozmowa z WANDĄ OBLIZAJEK, długoletnią mieszkanką Tarnowa

Red.: Gdy pani tu przyjechała, to jakie były pierwsze myśli i ocena tego, co tu było widać?
W.O.:
Myśli mieliśmy różne i dziwne. Jak żeśmy tu jechali, to przeżyliśmy kilka przygód. Jechaliśmy tu takimi bydlęcymi wagonami, nie takimi osobowymi dla ludzi, ale dla zwierząt, a gdy dotarliśmy do Gorzowa, to zostawili nas na torach. Przyszedł w końcu konduktor i wydał komendę: „Jedziemy!”. I jak nas zawieźli, to wylądowaliśmy, ale w Kostrzynie. Całą noc tam siedzieliśmy i dopiero potem nas przywieźli tutaj.
Red.: To znaczy jak was przywieźli ?
W.O.:
Ano tak samo wagonami do Gorzowa, a później samochodami do Tarnowa.
Red.: I co potem… Wysiadacie i co dalej ?
W.O.:
Przedtem, zanim tu nas przywieźli, to przyjechali wcześniej mężczyźni i sobie wybierali gospodarstwa. Tak było. U sołtysa zapisywało się, że ten numer pasuje, a tamten nie, a on zapisywał nazwisko i mieszkanie było zaznaczone dla tego, kto je wybrał.
Red.: Pani podobało się to co wybraliście, czy było trochę złości na męża ?
W.O.:
Nie, nie byłam na niego zła, bo jeszcze nie byłam mężatką. Warto jednak opowiedzieć, że jak my tutaj przyjechaliśmy, to mieszkali tu jeszcze Niemcy. Powiem szczerze, że mi było ich trochę szkoda, bo przecież to oni wszystkie te domy pobudowali. Ta Niemka, która mieszkała tutaj, to jak żeśmy przyjechali, to mieszkała tu z babcią, córką i mężem. Pamiętam duży piec chlebowy, który tu stał, a ona piekła w nim chleb. Zostawiła mi dwa bochenki, sobie też wzięła dwa, a potem powiedziała: „Niech pani w moim gospodarstwie chleba i soli nigdy nie zabraknie”. Ona naprawdę tak powiedziała, a jej mąż jeszcze pokazał mężowi w piwnicy, że tam leżą dwa worki zboża. Zostawili nas tak, jakbyśmy byli rodziną. Nie ze złością.
Red.: Czyli wy byliście świadkami ich wyjazdu z Tarnowa ?
W.O.:
Oczywiście. Oni mieli ustalony dzień w którym mieli się wstawić u sołtysa, a potem – tak jak to pokazują w telewizji – te tobołki i wszystko za sobą ciągli. To było dla nich przykre. Zanim jednak wyszli z domu, to przyszedł milicjant i zaczął ich poganiać mówiąc tam trochę po niemiecku: „źle”, „źle”…tak ich poganiając. Wtedy ja powiedziałam: Niech pan będzie człowiekiem, bo ta kobieta czeka za chlebem”. A on do mnie z taką buzią: „To pani będzie za nich odpowiadać”. A ja się go pytam, czego chce. Ten do mnie, że mam ją przyprowadzić. Ja do niego: „Dobrze, przyprowadzę”. Proszę mi wierzyć, że ta kobieta nie wiedziała jak ma mi dziękować. Byli tu u nas już dwa razy.
Red.: Jak już pojechali Niemcy, to musieliście się jakoś zorganizować w tej wiosce…
W.O.:
Tu nic nie było, poza tymi dwoma chlebami, które ta Niemka nam zostawiła i taką glinianą solniczką, którą mi dała.
Red.: To z czego żyliście?
W.O.:
Żyliśmy tym, co przywieźliśmy ze sobą. Tam w Polsce Centralnej mieliśmy Dwie świnie, to jak jechaliśmy, rodzice zabili je i dali nam do takich kanek od mleka. My musieliśmy tutaj jechać, bo tam nie mieliśmy żadnej własności. Cała wioska przyjechała – Paluszewscy, my i bardzo dużo rodzin. Nie mieliśmy wyjścia, a ojciec był bezradny, bo z mojej rodziny pięć osób było na wojnie: dwóch szwagrów i bracia. Jeden brat został bez ręki, a walczył nawet na Monte Casino.
Red.: Dobrze. Przyjechaliście tutaj, znaliście się wszyscy doskonale, bo pochodziliście z jednej gminy. Jak się organizowaliście tutaj ?
W.O.: Mój mąż był młodym, ale bardzo mądrym człowiekiem. Doskonale znał się na ogrodnictwie, bo pracował w tym sześć lat. Więc gdzieś miesiąc po tym, jak tu przyjechaliśmy, on pojechał do Polski Centralnej, tam gdzie pracował w ogrodnictwie i dużo tego przywiózł – od fasoli po inne rzeczy. Na wiosnę, to my mieliśmy już wspaniały ogród z warzywami. Tu nic nie było, bo Rosjanie brali wszystko, nawet z pola…
Red.: Jak? Przyjeżdżała taka ruska gnida i brała z pola ?
W.O.: Tak było, przyjeżdżali ruscy żołnierze i brali wszystko co było na polach. Takie były początki i nie było łatwo.
Red.: I co potem ?
W.O.: Uprawialiśmy te swoje dwa hektary ziemi, a potem jak komuniści zaczęli gadać, że jak mamy budynki, to one pasują do uprawy, musieliśmy dobrać tych hektarów. I tak zrobiło nam się gospodarstwo 10-hektarowe. Dało się z tego żyć, bo mąż był człowiekiem mądrym. I zaradnym, który pomagał też innym. Zresztą był w spółdzielni produkcyjnej nawet księgowym. Sołtysem był wtedy Czyżniejewski i we wsi dobrze się działo.
Red.: A kościół, nie wyglądał chyba najlepiej ?
W.O.: Ten tarnowski kościół był właśnie siedzibą parafii, ale ks. Chrapko nie chciał tu zostać. Chociaż do kościoła było w Lubiszynie dalej, to wolał tam, bo tam był gmina i pociąg. A plebania w Tarnowie przeszła na państwo. To w Lubiszynie dostał Kościół.
Red. Panie tutaj mocno rozkręciły Koło Gospodyń Wiejskich w tamtych czasach ?
W.O.:
Tak, ja byłam taką inicjatorką tego wszystkiego. Było nas sporo, ale ja nie byłam przewodniczącą, lecz skarbniczką. Organizowałyśmy sobie wycieczki, jeździłam do „prezydium” wozić nasze składki i trzeba było wypraszać, żeby nam pomagali i dla nas też coś organizowali. Wyjeżdżały- śmy na wycieczki do Warszawy, Krakowa czy Szczecina.
Red.: Więc kobiety działały, a faceci, czym się zajmowali ?
W.O.: Ooo tak się spotykali jako sąsiedzi, pracownicy oraz przyjaciele. Gospodarstwa były duże, a więc wzajemnie sobie chłopy pomagali, a potem to wiadomo, trzeba było porozmawiać i pośmiać się wspólnie. Tak było przy młócce zboża czy w innych sytuacjach w których trzeba było pomocy. Sąsiad sąsiadowi pomagał i często zbierało się nawet więcej niż 15 osób. Była olbrzymia kołomyja na całą wieś. Bo było tak. Trzeba było zwieźć zboże, potem trzeba było je wymłócić, a słomę wyrzucić na zewnątrz, związać i ponownie wrzucić do stodoły. Panie, to było mnóstwo pracy.
Red.: A dzieci co robiły w tamtym czasie?
W.O.: Jak to co? Chodziły do szkoły, ale jak trzeba było, to musiały pomagać. Drzewo czy wody przynieść – to były ich zadania. Ja też nie miałam łatwo. Studnia daleko przy stodole, a jak prałam, to musiałam przynieść ze 30 wiader wody.
Red.: Ale dzisiaj, z perspektywy czasu, to nie żałuje pani tego, że zamieszkała w Tarnowie ?
W.O.:
Już mówiłam, że ja to nie miałam wyjścia. Trzeba było szukać dobrych rozwiązań.
Red.: Za to syn dzisiaj wraz z żoną mają jedną z najładniejszych posesji w gminie…
W.O.: Mój syn był zawsze pracowity! On nam najwięcej pomagał w gospodarce. Córka i jeszcze jeden syn, bo mam dwóch synów, to trochę inaczej. Drugi syn zrobił prawo jazdy i zaangażował się w inne sprawy.
Red.: A kto był najaktywniejszy w tych czasów, gdy i pani działała tutaj w Tarnowie ? Wielu mówi, że pani była bardzo aktywna…
W.O.: PogrubienieJa tam nie byłam taka aktywna. Fakt, dużo się udzielałam przy kościele i tych kościelnych to pamiętam naprawdę bardzo wielu.
Red.: Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek…
W.O.: …Mnie już można.
Red.: To ile pani ma lat?
W.O.: Jestem z 1925 roku, a więc mam 84 lata.
Red.: Słyszałem, że pani potrafi wykonać przepiękne serwetki, a nawet ma pani na swoim koncie kilka fajnych wierszy i tekstów, opowiadań…
W.O.:
Oj, to takie moje osobiste chwile przy których odpoczywam. Uwielbiam robić te serwetki. Ale, dobra, więcej już nie piszemy o tym…